ugaszę wypalone trawy (kiedy będzie już za późno)


Nie da się niczego porządnie zaplanować, plany są zdecydowanie dla bogatych. Potem to wraca jak bumerang - jesteś ubogi, bo nie wystarczająco dobrze zaplanowałeś sobie życie.  Dlatego albo po judeo-chrześcijańsku godzisz się z tą ludzką quasi - sprawiedliwą hierarchią albo stawiasz na godność. Wtedy zaczynasz mieć lęki i źle sypiać.

Przychodzą do mnie nocą i proszą o rozwiązanie jakiegoś ich życiowego zatargu. Za dnia nie chcą, żeby ludzie nie widzieli, że potrzebują pomocy. Poza tym to wciąż usługa bezpłatna, jeszcze w snach płatność zbliżeniowa nie funkcjonuje. Najpierw omawiamy temat. Na życzenie wyśniewam wybrany przez nich scenariusz. Zazwyczaj to działa. Jak nie działa, to wzruszam ramionami z bezsilności, póki nie ma podglądu do mojej głowy, to w sumie wsio ryba.

Strasznie się przy tym pocę, budzę się rano w mokrej pościeli, modląc się, żeby to P. wróciły zmazy nocne albo sukom cieczka. Większość szczegółów mi umyka, ale główne ramy narracyjne zapisuje tuż po przebudzeniu.

Elliott Erwitt, Pittsburgh. Pennsylvania. USA. 1950. © Magnum Photos
Ostatnio przyszedł do mnie dawno niewidziany kolega. Zastanawiał się, czy zainwestować pieniądze w hotel, akurat dostał spadek i chciał jakoś go upłynnić sensownie. Wydawało mi się to strasznie żmudne, że będę chodzić po bankach, adwokatach, czytać umowy. Gadać z doradcami inwestycyjnymi w pidżamach. Zgodziłam się, często przewoził mi meble w trakcie przeprowadzek. Nazwijmy to długiem wdzięczności. Ostatecznie mogłam usnąć z nudów w swoim śnie. Nie zaboli. Szybko jednak okazało się, że sprawa jest tak śliska, że zanim przewróciłam się na bok, już stałam w drzwiach jakiegoś burdelu. Ochroniarz się zapytał, czy wchodzę, więc uznałam po zerknięciu na swoje brązowe oksfordki, że tu ukręcę jakiś biznes. Nie myliłam się.  Na sofie siedział mój neurolog z właścicielką cukierni, tonęli w jakimś neonowym zielonym świetle i popijając kompot, zapraszali mnie do siebie. Ktoś dał mi coś do podpisania, ale z biznesmana szybko stałam się pracownicą. Ubrali mnie w długą koszulę flanelową i tak na łóżku miałam czekać na pierwszego klienta. Pamiętam, że bałam się, że wejdzie wykładowca filozofii, w którym przez lata się podkochiwałam. Zobaczyłam na stoliku jego zegarek obudziłam się zdyszana. Przekazałam koledze, że chuj z tego interesu wyjdzie.

Wyśniłam sąsiadce drugie dziecko, ponieważ zastanawiała się, czy zdołają się utrzymać tylko na pensji męża. Jako że muszę wszystko sprawdzić, więc niejako byłam nią będąc sobą wciąż. No i urodziłam, nie bolało, choć zaczęłam krzyczeć w momencie, w którym lekarka prowadząca wstrzyknęła znieczulenie zamiast mnie pielęgniarce. Poród trwał pikosekundę, dziecko miało czarne dredy na głowie, ale nikt do tego nie przywiązywał uwagi. Wsadzano nas na wielkie sanie i wróciliśmy kuligiem do domu. Z dzieckiem siedziałam w wannie. I przyszły wiatry, właściwie to burze piaskowe, które zmiotły wszystkie domy w okolicy. Byliśmy w kolejce. Kiedy się obudziłam, zastanawiałam się, czy jej to mówić. Skłamałam, że przyśniły mi się małpy na brzozach. Uznała mnie za jeszcze bardziej pomyloną niż sądziła wcześniej. Niedługo potem się rozwiedli, a ona miała przybrane dziecko z kolejnym partnerem.

Innym razem miałam rozstrzygnąć, kto ukradł dziadkowi szefa pieniądze. Już prawie odmawiałam pomocy, uznałam, że sprawki rodzinne śmierdzą najbardziej, a mnie potem będzie bolał brzuch i dostanę rozwolnienia. Takiego wała, szefuńcio. Oczywiście tak tylko myślałam, a robotę zrobiłam jak zwykle. Zasugerował mi, że te pieniądze mogła ukraść siostra ojca i żebym może ją prześledziła pod tym kątem. Zaznaczyłam, że mogę tylko przewidywać przyszłe wydarzenia, żeby nie oczekiwał, że wykonam robotę za rodzinnych śledczych. Złożył mi pewną intratna propozycję, a ja z małą siła przebicia nie mogłam nie skorzystać. Perspektywa awansu stała się realna. No cóż, jestem sprzedajna, ale sprzedaje przynajmniej swój towar. Znając swoje szczęście tę forsę zgarnął jego tata i będzie klops, bo jego mechanizmy obronne wyprą fakt, że jego staruszek to krwiopijca, a mnie uzna za hochsztaplerkę i baju baju prestiżu i dobra pensjo.
Wyszło całkiem na opak. Wyśniłam całkiem dobry materiał na film, ale chyba zaczerpnięty z komedii "Sknerus" z Kirkiem Douglasem. Dziadek w tajemnicy przed rodziną miał młodego kochanka. Nazwijmy go Theo. Ale od początku. Sen się zaczyna, a ja leżę w łóżku w barłogu. Wokół jakieś glukometry, pieluchy, dłuta i wszędzie drwa wokół. Szef zapomniał mi powiedzieć, że dziadek jest ludowym rzeźbiarzem i ciosa te jezuski nawet pod kołdrą. Pokój jest właściwie iglastym lasem, a ludzie wchodzą do niego zza kadru. Nieszczęśliwie więc wypadło, że wyśnię to wszystko z perspektywy dziadka. Mam więc dość wąskie pole widzenia, no i nie mogę wstawać, te mendy podłączyły mi cewnik. Wciąż do pokoju wchodzą różne osoby i udają, że się martwią. Stoją nade mną, scrollują fejsa, układają usta w rożek i zaczynają ciu ciu ciu. No ja pierdolę. Ile ja mam/on ma lat? Czy miał udar, że traktują go jak roślinkę? Nagle kładzie się na mnie pielęgniarz Theo. Na oko 31 lat. Bez pytania tak wbija mi łokcie w piersi i pyta się, czy się dzisiaj wymkniemy. Zdążyłam zapomnieć, że jestem prawie 80-letnim mężczyzną. Chwilę potem, trzymając cewnik w ręku, siedzimy w teatrze, gdzie Maciej Stuhr reklamuje nierdzewne garnki i ten Theo wykupuje je wszystkie en bloc.  No i tyle. Żyłka mi prawie pękła, jak widziałam rozpływa się moja/niemoja fortuna.  Strasznie banalna historia - zły gej, która rujnuje dziadzia i jego rodzinę. Szkodliwa klisza. Aż zaczęłam się zastanawiać, czy Thea nie zamienić na Alicję. To z kolei było wbrew interesowi kobiet rozpowszechnianie tych bzdetów. Powiedziałam szefowi, że obowiązuje mnie jednak jakaś etyka pracy i nie mogę wchodzić w szczegóły. Zaznaczyłam tylko, że ciotka nie ma z kradzieżą nic wspólnego. Awansu nigdy nie dostałam. Potem tylko widziałam na mieście, jak szef buja się z Theo.

Ciało mnie boli całe, jak wstaje rano do pracy. Dlatego pierwszą godzinę, siedząc na krześle, odsypiam. Siedzę jak kołek, bujam się i zapadam w płyciutki sen. Budzę się zazwyczaj, jak ślina pocieknie mi na dłonie. P. skarży się, że znowu nocą krzyczałam, traciłam dech, a na koniec zabrałam mu całą kołdrę, grożąc, że w końcu go dorwę.


Komentarze