Pachnie na kilometr

Kiedy iluzje życia wśród krajanów z mentalnością o neoliberalnej proweniencji zdominują codzienny bieg wydarzeń, kiedy myślisz, że dobra stabilna praca, tymczasowy brak konfliktów z rodzicami, udane życie erotyczne, krytyczność wobec systemu, działalność filantropijna czynią cię udanym produktem swoich czasów, to możesz mieć pewność, że wyjdzie na przeciw (tej kurzej ślepocie) pies o międzynarodowej sławie, milionie fanów i urodzie, dla której schodzi się do piekieł. 

Każdy spacer z psem, szczególnie w nadmorskim lesie jest potencjalnym zagrożeniem. Głupia przechadzka wśród kniei może wywołać wątpliwości na miarę wahań Anny Kareniny albo Lestera Burnhama z "American Beauty", a potem już długa/krótka droga w dół. Pogódź się albo zapłać partnerowi za wychodzenie z psem.

No dobra, ale ad rem, bo już przebieramy nogami.


Puszczam ze smyczy psa, och jaka ulga, wreszcie oboje się nie męczymy, mija kilka sekund i Lola trzyma w paszczy truchło gołębia. Każe jej to wypluć, do kurwy nędzy, to przecież nie polowanie. Może miała jakąś mentalną konferencję z przodkami, ale mam to w poważaniu. Drę się, bo to mnie obrzydza, bo to ptasi trup, a potem język mojego psa wyląduje z tym resztkami biologicznymi na mojej twarzy. Wszystko co w buzi psa ląduje potem mi na czole, więc wstręt wydawał się adekwatną reakcją. Niestety Lola postanowiła zabawić się ze mną mocniej, jak rasowa dramaturżka ohydy. Puszcza zwłoki, zatrzymuje, patrzy głęboko w oczy, podnosi pupkę wysoko, nagle odskakuje w bok i pożera wielką brązową miękką kupę leżącą pod drzewem. Jestem przerażona i zaczynam ją gonić zupełnie bez sensu. Kupa już dawno między zębami, a ja chcę, żeby ona ją wypluła. I tak biegam idiotycznie w kółko i podchodzi do mnie pan z pieskiem:

- Pani tak zawsze?

Od biegu nie wiem, co powiedzieć, chciałabym jak zawsze coś, co nie urąga mojemu rodowi, ale jak zwykle pogrążam go jak Edyp Labdakidów. Zatrzymuję się.

- Smaczna kupa.

Facet chciał żartem do mnie, a ja tylko wyłożyłam mu to co miałam w głowie. Chciałam mu wytłumaczyć przedstawić spójnie całą sytuację, ale było już za późno, już smród wypełnił naszą przestrzeń komunikacyjną. Pan spojrzał na mnie litościwie, jakbym miała afazję i poszedł wysikać psa.

W monodramie "Sex, prochy i rock'n roll" jest taki długi fragment o gównie, o tym jak wypada z samolotu i trafia do morza. Jak byłam młodsza, mało skomunikowana ze swoim ciałem i wciąż przed lekturą "Gargantui i Pantagruela " uznawałam to za prostackie. Aktor przekonywał, że życie to kibel czyli w skrócie jak mówimy pulvis es et in pulverem reverteris, to trzeba tam jakoś wmontować po łacinie kupę (stercore). W ten sposób mamy już głęboki wkład w frazeologię. Chciałam pójść na gofra na pocieszenie, ale wyobraziłam sobie, że kelner zapyta mnie, czy sos z kupy konia czy łososia, wszystko zaczęło pokrywać się mazią. Musiałam użyć jakiegoś mentalnego szlauchu, żeby te wszystkie uporczywe myśli obmyć z fekaliów: poczyścić przyjaciół, indeksy, rodzinę przy stole, łóżko, bilety lotnicze i dziecięce zabawki. Tarłam, aż poczułam, że przednia szyba czyli widok na przeszłość i przyszłość zachwyca czystością.

Lola w tym czasie zdążyła polizać mnie w rękę.

Komentarze