Zasypiać w popiele

Nowy człowiek
to ten tam
tak to ta
rura kanalizacyjna
przepuszcza przez siebie
wszystko*


Odpoczynek nie istnieje. Wbij to sobie do głowy, człowieku. Wakacje to jakiś wytwór zwęglonej wyobraźni, który powstał w głowie palacza parowozowni w USA, który przemierzając zachodni brzeg i zamykając co jakiś czas tylną klapę popielnika, myślał sobie, że za miesiąc będzie w domu. Przytuli się do piersi swojej Elisabeth i zazna wreszcie tego uczucia ulgi i spokoju, o którym wszyscy słyszeli, ale nikt nie widział. Tak więc kiedy docierał do swojej chatki w Springdale w stanie Utah i zacierał ręce na myśl o piwie na tarasie z ręką w majtkach, Elisabeth wystawiała tam walizki, bo uznała, że najlepiej odpoczną u jej matki w Salt Lake City. Przy okazji trzeba ocieplić jej domek przed zimą, więc akurat. 

J. O. Davidson, Capture of Fort Fisher
 Powroty do ojczyzny powinny zaczynać się wskoczeniem do maminego basenu pełnego warzywnego gulaszu, który możemy przegryzać lodami czekoladowymi. Zazwyczaj jednak zaprzyjaźnianie się z ziemią swoich dziadów i prababć zaczyna się od stacji benzynowej, gdzie jesz kanapkę z kauczuku i zalewasz się histerycznie łzami, bo tu brzydko, kierowca znowu nie puścił cię na pasach, a chłopak siedzi w komórce.

Nigdy nie czułam się tak staro, jak w samochodzie z 20-latkami palącymi szlugi i wspominającymi ostatnią zakrapianą imprezkę na plaży. Ale to ich nas postrzeganie było decydujące. Byliśmy dla nich starzy, usilnie mówiłam im na "ty", a oni usilnie mówili do nas "państwo" i tak już zostało do samego końca: "czy państwo chcą się zatrzymać w Mc Donaldsie?" "Czy pani będzie przeszkadzało, że palimy?". Nie, dziecko.  Przecież jestem wyluzowana. Tylko kiedy cały popiół leci na twarz to z miejsca staje się Hiacyntą Bukiet i zaraz zatruje ci tę podróż. I już do końca podróży byłam bohaterką "Co ludzie powiedzą" byłam święcie oburzona młodych postawą, młodych gustem muzycznym, młodych tematów do rozmowy.

Siedzę na tylnym siedzeniu i już po 10 minutach sunięcia po autostradzie mam całą mordę w popiele.
Z głośników leci polski rap, który każe chłopcom ładować co ładniejsze dziewczęta jak powerbanka.
Wiatr wieje, zaraz będę mieć zapalenie gardła, a do ucha wlewa się piosenka, że kiedy płyty nie idą raper sprzedaje skarpety albo "barman wódę lej, dla mnie to nie problem".
Starzeje się od samych kilometrów robionych tym fiatem medea. Docieramy prawie na miejsce. Chłopak mknie po osiedlowej uliczce 60 km/h. Odzywam się już najdurniej jak można, choć niby w służbie bezpieczeństwa: "A gdyby tak jechać wolniej po terenie zabudowanym".

No i wtedy gdy myślisz, że starość cię oblazła zjawia się szeptucha, która skutecznie z błędu cię swoimi pazurem wyprowadza.  W przychodni przysiada się i znowu do ucha leje szaleńcze zdania, które powoli układają się w sensowną opowieść o totalnej samotności. Bezwiednie więc pytam o rodzinę i wtedy jak dziki zwierz szeptucha pyta: "Kto kazał, kto kazał". Brzmi jak zaklęcie, a potem kolejne szepty: "Kto kazał pytać?". I dreszcz. A na koniec: "Niech bóg da ci jego dni". Czyje do kurwy nędzy, droga pani? Mam przeżyć życie jej syna, żeby się nie zmarnowało? Uspokój się pieniaczko, szeptucha ci śmierć oswaja za darmo, a ty się buldoczesz, bo uwierzyć w kres nie chcesz.


* Tadeusz Różewicz, Nowy człowiek, 

Komentarze