Litość i szyk

Do pokoju wleciały gołębie. Było ich tak dużo, że ledwo się mieściły, więc wciąż podlatywały do góry i zbliżały się do kąta, gdzie siedziałam skulona. To było naprawdę obrzydliwe. Trzymałam za rękę jakąś kobietę, która była zlepkiem wszystkich dalekich koleżanek, dawała po prostu jakieś okruchy nadziei, że się wybudzę i nie porzygam. Sen jednak wciąż trwał, a ptaki zaczęły dziobać mi twarz i ocierać piórami o skórę. Przecież jestem spokojna i szczęśliwa, co za czorty dobijają się do mnie, co zapowiadają? 

Trzeba być naprawdę ostrożnym nad kim się litujesz, bo ani się obejrzysz a ktoś będzie litował się nad twoim ubóstwem intelektualnym, emocjonalnym czy turystycznym (kiedy nie miało się szansy zobaczenia czegoś więcej niż autostrada do Krakowa). Zawsze się znajdzie jakiś powód do klepania po ramieniu. Od kiedy dotarło do mnie za pośrednictwem Sasnala, że zbrodnia jest warunkiem koniecznym życia zorganizowanego, to staram się te codzienne upokorzenia jakoś systematyzować i upychać do szafki przy kiblu, gdzie robi się porządek tylko przy okazji przeprowadzek.

Ania kupiła prawie dojrzałe awokado w promocji, może dojrzeje w domu, a może w ogóle nigdy, tylko spleśnieje twarde jak naprężone ramię Anity Włodarczyk rzucającej młotem. Ania więc zje od razu to wyśmienite awokadowe masełko. Włącza telewizor, bo jeść śniadanie z tvnem czyni to śniadanie odrobinę mniej topornym. Łatwiej zapomina się o smaku tego twardego badziewia. No ale ok, jakiś rytm działań wypracowany. Trzy łyżki awokado na materiał. Towarzyszę jej przy tym, wycierając chlebem talerz po jajecznicy z trzech jajek. Najpierw rozmowa z mistrzem kitesurfingu, przez 10 minut napierdalają o sporcie, którego prawie nikt nie uprawia (prócz dzieci Piotra Kraśki). Na koniec dowiadujemy się, że mistrz, podobnie jak prowadzący, skończył studia podyplomowe dla członków rad nadzorczych. Golden kid. Jeszcze powiedziecie, że łączy was sympatia do tego samego straganu z papają za Zanzibarze. 

Wszyscy wiemy, co chodzi w tej grze.  Zinaida Serebriakova, House of cards 1919.
 Po kolejnym materiale tym razem o molestowaniu w Hollywood, w szczególności poświęconym osobie Allena cycki opadają mi jeszcze niżej. Mamy dwie ekspertki - Dorotę Warakomską, działaczkę Kongresu Kobiet i aktorkoscenarzystkę z USA, Lenę Górę. No i zaczyna się taka gadka mająca udawać merytoryczną, nawet nieźle to się udaje, zwłaszcza, gdy Warakomska przywołuje zjawisko backlashu - gwałtownej reakcji zwalczania (tu) ruchów kobiecych poprzez korporacje i organizacje, którym emancypacja z różnych pobudek się "nie opłaca". Niestety jej współrozmówczyni bardzo skutecznie rozmydla temat, rzucając facecje typu: "pamiętajmy o kobietach manipulantkach!" albo "martwię się, że to może przenieść odwrotny efekt!". Ale oczywiście popiera wszystkie kobiety, tylko jej głos quasi rozsądku próbuje nas wszystkich ostrzec. I to wszystko nie byłoby takie kuriozalne, gdyby nie jej ostatnia kwestia, która skłoniła mnie do wywieszenia prania z bezsilności. Dziewczyna cała zaaferowana opowiada o tym, jak ostatnio w Hollywood szuka asystent/ki reżysera. Zgłosiły się dwie dziewczyny, obie dobrze przygotowane, ale facet wybrał tę brzydszą ze strachu! Jej wypowiedź niosła więc taki dramatyczny komunikat: Rozumiecie? Co teraz się stanie z nami, tymi ładnymi? Nie wylewajmy dziecka z kąpielą! I zaczynam współczuć jej głupoty a sobie, że należę z nią do jednego klubu.

Warto dodać, że te wszystkie bajdurzenia oglądam na telewizorku sharp - 21-calowym pudełku w pokoju z oszczaną przez psy wykładziną, Dłubie sobie w nosie i zastanawiam się, od kiedy tak współczuje bogatym i pięknym, czy dostajemy to w pakiecie z wczesnoszkolną socjalizacją?  
Przez lata cierpliwie i skutecznie wbijano mi do głowy, że powinnam żyć życiem innych, nie tylko tych ze szklanego ekranu. Czy w takim razie ktoś żyje moim i uparcie śledzi, co robię, kibicuje albo rzuca klątwy? Czy ktoś lituje się nas moimi wyborami, źle dobranymi butami, nie wykorzystanymi szansami? Wbrew pozorom to złe gospodarowanie litością doprowadza do poważnych dziur w zębach. Ponieważ kiedy przyjaciel mówi, że była dziewczyna nie odzywa się już czwarty miesiąc po wieloletnim związku, to jesteś w stanie tylko wykrzesać: "Daj jej czas". Bo kiedy koleżanka mówi depresja, ty myślisz - chandra. I kiedy ONR przechodzi pod domem ty za sąsiadem mówisz, że to demonstracja antywojenna. I ciągle gdzieś za mało tej uwagi, którą przecież sowicie dzielisz się przy okazji paradokumentu albo paraparafilmu albo paraparapara wiadomości. Choć przecież masz papiery na empatię. Bilans od kilku lat wciąż jest ujemny.

Komentarze