Pies nas liże


Pomalowałam usta pomadką, a czerwień mam na całym ryju. Podchodzą kolejni mężowie stanu i rozsmarowują mi ten tłuszcz po całej twarzy, żebym wiedziała do kogo przynależę. Idę więc za tłumem, dostałam hamburgera do ręki, jestem przezroczysta, choć mam żółtą koszulkę lidera.
A czarne dziecko zaprasza nas do tańca
Mój pies umiera z tęsknoty gdzieś w krzakach za miastem, wchodzi w zarośla, nim odejdzie po cichu (bo nie wie, że wrócę) wytarza się jeszcze w gównie. Jakoś nie potrafiłam mu tego zakomunikować.
Dawid Furkot z cyklu "Łódź - widoki poza pamięcią"
Wjeżdżasz w miasto (a w Nicei ciężarówka w tłum ludzi), które akceptuje siebie, które akceptują jego mieszkańcy. To już budzi twoje podejrzenia, ale chuj, nie zatrzymujesz taksówki, zapłacisz więcej, ale niech podjedzie pod sam ceglasty pałac. Do końca tygodnia skończą ci się wszystkie pieniądze. Najwyżej będziesz palić cudze papierosy, zjadać obiady na talerzach przyjaciół, kraść papier z instytucji publicznych.  Póki co niech się leje, niech się spala. Budzisz się nad ranem, żeby niczego nie przegapić. Czekasz do szóstej aż otworzą żabkę, dostaniesz tam przeterminowany nabiał i pety w jeszcze rozsądnych cenach, nie palisz przecież tych najdroższych. Najadasz się do syta ze strachu, że znów o czymś zapomniałaś, więc lepiej mieć pełną gębę, jak zadzwoni telefon. Przynajmniej nie powiesz o jednego słowa za dużo. Bieg na orientację przedłuża się o kilka dni, do tego dochodzi skok przez płotki i jebane przewroty do tyłu, ale nogi zahaczają o ścianę, a jeszcze trzeba zapewnić wodę innym biegaczom. Na szczęście na te zawody przyjechała cała gromada sportowców rodem z Monty Pythona. Ostatecznie, jak docieramy do mety, to rzuca się na nas tłum rozszalałych kibiców. Jest szczęście. Jest wspólnota. Jeszcze nie communitas, ale już coś więcej niż znajomi z siłowni.
A czarne dziecko zaprasza nas do tańca
Ale wcześniej rozmawiasz z półgłówkami, recepcjonistkami, handlarzami, geniuszami i kłamczuchami, ale wszystkim wierzysz na słowo, żeby zaoszczędzić na myśleniu. W końcu nie ma nic bardziej smutnego od zrobienia mnie w chuja, uaktywniam całe pokłady litości dla gnid. Zdarzają się jednak chwile niezapomniane. Najpiękniejszym momentem tych dni była minuta, w której Mikołaj przy wódce zaczął deklamować klasyczny już wiersz młodych moczymord:
Stoję pod twoim oknem
W ręku trzymam bro
Dzisiaj zło nie zwycięży
Dzisiaj zwycięży dobro*
Apokalipsa wg Pryta stała się wtedy mniej oczywista i nieunikniona, możemy nawet zostaniemy nagrodzeni za stworzenie kolejnej ziemi obiecanej. Ktoś klepie mnie w ramię z szacunkiem i nie wiem, czy uderza mnie w ślad po szczepionce, czy naprawdę gratuluje.
A czarne dziecko zaprasza nas do tańca
Jak mnie przytulasz, to wiem, że nawet jak spłonie stodoła, to dziwnym trafem ocaleje dach.

*Marcin Świetlicki Wiersz dla Vargi

Komentarze