Dziś na obiad są kopytka


„Ja nikogo się nie boję! Choćby niedźwiedź… to dostoję!”
(Stefek Burczymucha Marii Konopnickiej).

Na szczęście człowiek nie ma z tym absolutnie nic wspólnego.

Capreolus capreolus krąży po lesie za dnia z zawiązanymi oczami, sarna zaczęła się wstydzić własnego cienia odkąd między bukami pojawił się ursus arctos, który na każdym pniu zostawił ślad swoich pazurów, tak na zaś, żeby zaznaczyć swoje terytorium, a jakby ktoś zapomniał to na wszelki wypadek obsikał też brzozy. Dziwna sprawa z tym niedźwiedziem, nieoczywista rzec można, z jednej strony biały PR sympatycznego misia wybierającego futrzaną łapką miód z barci, a z drugiej cała skomplikowana niedźwiedzia symbolika odwołująca się do jaskiniowej ciemności, dzikości, upartości i przy tym wszystkim do zmartwychwstania, a nawet do krwi menstruacyjnej. Niedźwiedź jest zatem tak samo gniewny, jak opiekuńczy, łączy w sobie wstrętnego mizantropa i zarazem czułą matkę - chodząca sprzeczność. Dojebie czy przytuli? Na dwoje babka. Jak się odnaleźć w tym gąszczu mitycznych znaczeń? Niedźwiedź nienawidzi sarny i najchętniej by ją rozszarpał, ale boi się chyba, że zarazi się motylicą wątrobową, która prześladuje tę przedstawicielkę jeleniowatych. Nie może zatruć ciała, zatruwa więc życie. Napierdala do innych zwierząt na sarnę, czy słota, czy słonko, czy na polanie, czy przy strumyku. Wieść niesie się po lesie. Wiewiórki wbiegają na czubki drzew, żeby miały, o czym szumieć sosny.

Przecież można to robić z gracją i finezją.
Sarna pomodliłaby się do patrona od spraw beznadziejnych, św. Judy Tadeusza, ale jest sarną i do cholery nie chodzi do kościoła. Stoi nocą przy szosie i przegląda się w szybach pędzących szosą aut. Skoczyć? Nie skoczyć? Odłączyła się od stada już lata temu i poszukuje wśród obcych punktu oparcia. Zagaduje łasice, bobry, kuny, a nawet otępiałe dziki, widzi jednak, że rozmowy koalicyjne przeprowadził ktoś już dużo wcześniej, że już nic nie ugra. Zwierzęta oczarowane charyzmą niedźwiedzia tylko kurtuazyjnie przytakują. Czasami podrapią sarnę za postawionym na sztorc uszkiem, ale właściwie tylko czekają na koniec rozmowy, żeby móc spokojnie przy paśniku obgadać w większym gronie jej wpadki: tępe spojrzenie, naiwne pytania i błagalny ton. Brzydnie, wonieje. "Jestem brzydka jak niedźwiedź" - nieświadomie cytując "Sen nocy letniej", sarna wkracza do niedźwiedziego universum i odtąd jego kroki wybijają rytm jej serca. Patrzy na to wszystko wilk, kręci głową, przeżuwając zająca. Jakiś ludzki porządek zapanował w lesie, w którym odnaleźć się nie sposób. Pluje na to wszystko i chowa się w gęstwinie.

Sarna jesienią ubiera się w siwo-brązowe futro,  sarnie kopytka są wyraźnie zarysowane, podobnie jak grzbietu. Ostatnimi czasy coś się jednak zmieniło. Sarna stawała się przezroczysta. Najpierw straciła twarz - nikt już nie zauważał zapadniętych oczodołów, poranionej szyi czy delikatnego kaszlu. Następnie straciła głos, choć mówiła, konstruowała zdania podwójnie złożone, dobierała żarty, to tych struktur już nikt nie czytał, już mało kogo to interesowało. Dlatego jej głos cichnął, w dyskusji przyjmowała pozycję wisielca dyndającego na gałęzi - kto mocniej popchnie kolana, ten trupa dosiada. W tym wypadku jednak o umarłych nie mówi się dobrze, ponieważ mamy do czynienia z inną jednostką monstrualną - żywym trupem.

 W końcu pod ciężarem tej politowania godnej zwierzyny złamała się gałąź, a sama sarenka sturlała się ze skarpy wprost do lisiej jamy.  Nikt nie wie, ile w niej spała, nikt jej nie szukał.  Śnił jej się niedźwiedź wychodzący z gawry w garniturze, prowadził przy potoku szkolenia z zakresu efektywnej komunikacji. Obudziła się już zalana betonem z wystającym raciczkami na wierzchu. Piękna sztuka.

Komentarze