Tuż przed zaśnięciem

– Psiakość! – zawołał Edmund. – Zostawiłem w Narnii swoją nową latarkę!
C.K Lewis, Książę Kaspian

Kiedy strach czai się za rogiem, wiedz że wielkie oczy i jeszcze większy odbyt nie są żadnym wytworem dziecięcej fantazji. Potwór jest taki, jakiego go sobie stworzysz w głowie. Nie ma więc większych realistów niż ludzie z wyobraźnią. 

Celina, bo tak ma na imię córka rejestratorki medycznej i nauczyciela angielskiego, od tygodnia srała po gaciach, że popełnia najgłupszą rzecz w Nowym Roku - wierzy w swoją cierpliwość. i co więcej, wmówiła innym, że ma do siebie pełne zaufanie, a równowaga psychiczna to raczej codzienność niż święto. Z duszą na ramieniu jechała tam, gdzie przechodzenie na drugą stronę lustra to niemalże konieczność. 

I wciąż wracało do niej pytanie, czy będzie w stanie wykrzesać z siebie odrobinę entuzjazmu albo wypracować taki automatyzm, który w chwilach największego poniżenia, pozwoli jej odpowiedzieć: "Rozumiem, że jest ci trudno, proszę idź do diabła" zamiast oklepanego "Nie wybaczę Ci tego gnoju".

Pociąg chciał dowieźć wycieczkę jak najszybciej na miejsce, niestety o kant dupy potłuc takie plany, kiedy złodzieje kradną tory, a wrony - trakcję. Celina wraz grupą autystów wyruszyła na poszukiwanie autobusu, który miał ich dowieźć szczęśliwie w sam środek sosnowego lasu.

Pierwszą osobą, którą spotkała w krainie, gdzie czas płynie wolniej, a odpowiedzi na pytania uzyskuje się z dużym opóźnieniem albo nigdy, zapytała ją o sens przygód w ogóle. Obawiała się tego, że ktoś w końcu będzie chciał ją skonfrontować z własnym upodobaniem do hecy i głośnych okrzyków radości albo jęków  po zmroku. Musiała przyznać, że przygody nie mają większego sensu, ale udział w nich jakoś na chwilę odsuwa tę uporczywą myśl, że dni są właściwie takie same i trudno wciąż generować nowe pomysły na obiad.

Kolejne pytania przerwał śnieg. Zjawił się i już tak został do końca pobytu, Czasami mniej, czasami bardziej lepki. Narnia w rozkwicie - centaury na huśtawkach, a fauny jedzą śnieg. Brakowało tylko lwa Aslana.  Zjeżdżali z maleńkiej górki na sankach, wierząc w kojącą moc trafiania głową śnieżną zaspę.

Orkiestra tusz!  Happening Yves'a Klei
Nieprzespane dni po przespanych ledwo nocach układały się w jakiś absurdalny ciąg, który przerywał tylko papieros. Jego wielka moc objawiała się najczęściej w sytuacjach krańcowych. Celina paradowała z podbitym okiem i poszarpanym podkoszulkiem. Kiedy dostawała razy, próbowała łapać nieświadomego niczego oprawcę za nadgarstki. Nic z tego, refleks Celiny po latach palenia trawki z kolegami na osiedlu osłabł. Otępienie wraca, gdy nie dosypia i wtedy jest bezbronna nawet wobec dziecka. Potem po obustronnej frustracji przychodzi czas wyciszenia i wchodzenia w głębszy kontakt. Przedzieranie się przez grubą warstwę nieporozumienia zajmuje nie raz cały dzień. Tyle bodźców na raz rozprasza uwagę. Potem znów, z przerwą na kolację, odbijają się od siebie. Tenis codzienny.

 Noc. Celina stoi nocą na posterunku, głowa jak sonda wydobywa się zza winkla i bacznie obserwuje korytarz. Zagrożenie. Ktoś czyha na banany i ciastka zamknięte w pokoju 122. Chwila nieuwagi i złodziej ma używanie. Celina zasypia w fotelu, budzi ją on - pomieszanie artystycznego obłędu z dziecięcą naiwnością - stoi bezczelnie i wkłada do buzi wielkie kawałki chałwy, którą udało mu się przemycić ze spiżarki.

Wymienią znaczące spojrzenia, po czym Celina odprowadzi go do Morfeusza. Sama zaś przeklnie pod nosem, plując jednocześnie sobie w brodę. Następnym razem będzie bardziej czujna.


Narnię na trzy godziny odwiedziła cisza.

Komentarze