Niepełna rozpiętość ramion

Gdy się urywa łeb hydrze kilka razy w tygodniu można mieć ogólne poczucie strachu przed światem. A stąd już niedaleko do mordęgi i katuszy fundowanych sobie zamiast joggingu tuż po przebudzeniu. Nawet jeśli w życiu się nic takiego nie przeskrobało, nie spieprzyło po całości, to jednak jest pokusa, żeby patetycznie a la monsieur Raskolnikow wykrzyczeć: Czy zabiłem staruszkę? Siebie zabiłem, a nie staruszkę! Siebie samego ukatrupiłem na wieki!* Myśl o śmierci towarzyszy ci na każdym kroku. Nie ustrzeżesz się przed nią w żabce, w przedszkolu, odbierając dzieciaka; na łyżwach, trzymając za rękę osobę, w której tak bardzo zaczynasz się zakochiwać. Przeżre wszystko - chwile szczęścia, momenty grozy i nudne posiedzenia biznesowe. Próbujesz bawić się tym lękiem, oswajać go, obśmiewając na całego wizję wpadnięcia pod tramwaj z porem pod pachą.

Wyobraźnia jednak idzie dalej, wyobrażasz sobie tych wszystkich znajomych, którzy jak Obama na pogrzebie Nelsona Mandeli, będą sobie robili samojebki nad twoim grobem, a co bardziej rezolutni jeszcze cię oznaczą na zdjęciu. W gruncie rzeczy nie masz nic przeciwko, tylko żeby nie zahaczyli o twoją mamę, bo nie dość że się wkurwi, to jeszcze się na nich posmarka. A tak to hulaj duszo, piekła nie ma! W tle będzie zawodził jakieś neurotyczne pieśni Thom Yorke (live streaming z chomikuj),  W ten sposób wizja własnego pogrzebu staje najprzyjemniejszym egocentrycznym spełnieniem. Kto będzie płakał, a kto klaskał pod płaszczem? Na stypie wspomną cię w kilku zdaniach czy od razu się nawalą wiśniówką? Zatrudnić wcześniej płaczkę czy zajmie się tym firma eventowa?

Edward Steichen, Anna May Wong; 1930.
Dziewczyna stoi na drodze i łapie stopa. Jest w czarnej dupie, ponieważ poprzedni kierowca wysadził ją tuż przy autostradzie. Teraz idzie wzdłuż drogi i tylko ciągle mija ekrany albo wyjścia awaryjne. Jest trudnej urody, więc szczęśliwie nie zatrzymuje się przed nią volkswagen ogórek wiozący dziesięciu robotników na ocieplanie bloków ani kierowca ciężarówki w obcisłych spodenkach i przykrótkim t-shircie. Po godzinie palenia fajek wreszcie doczekała się - przyjemne Renault Clio z małżeństwem na pokładzie.
Zaczyna się męczący small talk. Co robi? Z kim? Gdzie? Dlaczego tak wcześnie? Jakie plany? Dla spokoju psychicznego dziewczyna postanawia zbanalizować swoje  życie do maksimum, żeby już dali spokój, żeby po prostu zawieźli i wysadzili. Praca w biurze nieoczekiwanie wydała im się ekscytująca. Pytają, czy są romanse i czy szef się na nich wyżywa. Szukają sensacji. Dziewczyna jednak zgasza ich wszystkie zapędy plotkarskie. Nie, nikt się nie pieprzy w kabinach. Nie, nie ma mobbingu. Nie, nie robimy kariery przez łóżko. Para jest wyraźnie zawiedziona. Przerzucają się na życie prywatne. Chłopak? Dziewczyna? Bi? Dziewczyna już wie, że trafiła na znudzone swoim życie seksualne małżeństwo, które się jara kimkolwiek, bo przecież jest w zasięgu ręki, a niedaleko motel. Dziewczyna oznajmia bardzo obojętnym tonem, że odkąd jest pozytywna rzadziej myśli o tych sprawach. Przerywają nagle rozmowę i już do końca podróży rzucają sobie tylko porozumiewawcze spojrzenia. Zatrzymują auto w docelowym mieście. Dziewczyna macha im na pożegnanie. Potem zorientuje się, że zostawiła w im samochodzie torbę brudnych ciuchów.

* fragment "Zbrodni i kary" F. Dostojewskiego w tłum. Józefa Smagi

Komentarze