Lecimy tym samym statkiem kosmicznym

Nic prostszego niż położyć się w szpitalu i czekać na nieuchronną śmierć. Marzysz tylko o sztachnięciu się haszyszowym jointem, żeby ból odleciał w górne warstwy atmosfery. Najlepiej do egzosfery, gdzie właściwie jest już taka wysoka próżnia, że serce powoli by się zatrzymało, płuca rozerwały, a mózg zrezygnowałby z walki po dwóch minutach. Nic to, w pobliżu tylko sok pomarańczowy i to jeszcze bez trutki w środku. Zatem czekasz a ona nie nadchodzi, zamiast tego pojawia się lewatywa i parafina. Dwie piękne, wyklęte córki boga jelit. Jedna smukła, druga tłusta jak świński zad. Gładko wchodzą między trzewia, próbują się zadomowić w tym obskurnym świecie, bo czytały u Heideggera, że tak łatwiej trwać.  Ale czytanie, czego nie mogą wiedzieć środki medyczne,  nie zmienia wnętrzności. Odchodzą, zostawiając po sobie straszny burdel.

Kto choremu zabroni? Wielkie piękno, reż. P. Sorrentino

I kiedy już ulży, czeka nas coś znacznie bardziej uciążliwego, co jednak w ostatecznym rozrachunku przyniesie ulgę i nieskrywaną radość. Rekonwalescencja

Rana goiła się powoli. Z każdym dniem zamiast się zabliźnić, otwierało się na nowo. Ciekła z niej nieokreślona maź, którą po ścianach można było wymazywać manifesty komunistyczne, gdyby ktoś w nie wierzył. Niemoc fizyczna musiała przynieść interesujące rezultaty towarzyskie.

Zaczęło się od telefonów/chatów:

@Leżę. Przyjdziesz?

@@Nie mogę. Piorę. Czytam.

@Możesz zrobić to samo u mnie.

@@Masz mnie.
 __________________________________________________________

@@ Słyszałem, że się nie ruszasz...

@ Częściowo.

@@ To kupię chałwę, przyjdę i zjem sam, okej?
_______________________________________________________________________

@@ Wiesz, jestem poważnie chora

@ Spoko ja też, pooglądamy "Homeland"?
_______________________________________________________________________

@@  Nie chciał pójść ze mną do łóżka, co się robi w takich sytuacjach?

@ Spierdala. Wiesz trochę mnie boli. Muszę wziąć tabsy...

@@ No, ale po co te wszystkie gierki?

@ Nie wiem, położę się.

@@ Też mu kiedyś odmówię.

Następnie dom zamieniał się powoli w schronisko dla niedojedzonych, brudnych, samotnych, szalonych i egocentrycznych. Dziwnym trafem odwiedzanie chorego zwykle zamieniało się w delikatną terapię chorego. Skoro chory leży i kwiczy, to przecież tym bardziej wysłucha. Nigdy przecież tak nie boli, żeby uszy zwiędły.

Komentarze