właśnie dlatego

Już się uzbierało, tylko czekało, aż ten worek z prezentami się rozwiąże.

Nic takiego - praca w korporacji od 14 do 22. Nic zaskakującego kawa co 2 godziny, nic wielkiego głód w okolicach 18, ot takie tam - pogaduszki z kolegami z działu, z jednym na serio, z drugim na skraju absurdu. Kalina z przegródki obok robi doktorat, a właściwie zarabia, żeby na tym doktoracie móc być, bo siły na nauki zgłębianie wyczerpują się powoli. Niemniej trudno było przypuszczać, że pomiędzy jednym zatwierdzeniem zamówienia a drugim będziemy się śmiać z nowego tytułu filmu Wajdy.

Bądźmy szczerzy właściwie prostota czynności i robienie tego samego w kółko i w kółko daje takie poczucie bezpieczeństwa i bezmyślności, że z przyjemnością chowam się tu przed wszystkim, co wymaga ode mnie przekroczenia poziomu liceum, o jak słodko tu można zdebilnieć, nic tylko zawiesić sobie trapez i małpować przez pół dnia, to wisząc, to śpiąc.

O, już niedługo wreszcie nie będzie ode mnie można wymagać wiele. Wiatr zawieje, a ja ucieszona pobiegnę zgodnie z jego kierunkiem. Bajm puszczą w radiu, a ja będę przekonana, że to z nieba wołanie. Zobaczę jeża, zachwycę się harmonią natury, a na koniec będę próbowała sobie przypomnieć o porządku emanacji u Plotyna, coś o promieniowaniu energii, ale ostatecznie polegnę i kupię sobie loda.

Właściwie jestem w sanatorium, gdzieś pomiędzy jednym zabiegiem na kręgosłup a wesołym wieczornym dancingiem. Powaga ginie gdzieś pomiędzy jednym formularzem a okrzykami wesołej grupy Meksykanów. Jest tak nudno na ekranie komputera, że odrywa nawet skuwka od mazaka - tak ciekawie ukształtowana przecież.

Na razie wszyscy mówią językiem miłości, tylko od czasu do czasu gdzieś przebiegnie szczur zwiastujący duże kłopoty, ale ostatecznie nic nie jest tu ostateczne. Te wszystkie poważne biznesowe rozmowy przeprowadzane z kamienna twarzą prowokują mnie, aby nagle zacząć biec dookoła biurka i krzyknąć: Kalarepa, gnojówka, gnojówka! 
Ciągle się zastanawiam, kto stworzył ten dziwny świat złożony głównie z arkuszy kalkulacyjnych i miliona outlooków. Czy można tu mówić o jakimś bogu, który nakręcił tę machinę, którą potem przejęli ludzie z ambicją ulepszenia świata, ale stracili motywację w połowie drogi. Korpo każe wierzyć, że istnieje jakiś porządek na świecie, który jest na tyle uniwersalny, że pojmuje go przybysz z Ameryki Płd.

Co zabawne, Blake pracuje w tym samym budynku, gdzieś w lewym skrzydle, odbierając setki telefonów i wysłuchując pojękiwań z całego świata. I tam ma taki rygor jak na katechezie w podstawówce prowadzonej przez obłąkana dewotkę. Stołówkę mamy na szczęście wspólną.

Gdy już dochodzę do ściany i łza leci na myśl, że korpo suką się stałam i wytatuuję sobie logo excela na przegubie, to puszczam sobie pieśń tę wyuzdaną i radosną, który przy domowej kanapce z masłem i duża ilością żółtego sera brzmi wspaniale, a na dodatek napełnia nadzieją na wypadek redukcji etatów:









Komentarze

  1. Sprzedałaś się.
    Zapomniałaś, jak to jest być dzieckiem.
    Przegrałaś życie.

    haha, tak bym się właśnie ze sobą droczył gdybym wylądował w korpo
    /fajnie to spisałaś

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. odpisuje Ci zaslaniajac ramieniem ekran monitora, bo tuz za mna siedzi team leader, resztka szalenstwa pozostala. na kanadyjskich komputerach nie ma polskich znakow. korpokonspira!

      Usuń

Prześlij komentarz