trudności w znalezieniu pionu

Niedzielne przedpołudnie nie zwalnia od myślenia, nawet jeśli siedzi w ręczniku na kanapie z talerzem jajecznicy i chleba z masłem. Właściwie miało wszystko obyć się bez ofiar, trudno mówić o konkretnych liczbach, niemniej straty są istotne.

Do rzeczy. Przeskakuję sobie niefrasobliwie po kanałach, to jakaś dyskusja o gęsiach, program motoryzacyjny, gotowanie kartofli w sosie ze składników dostępnych tylko na amerykańskim e-bay'u, pogoda albo raczej super laska, standard, nic zaskakującego. Ostatecznie trafiam na relację z wycieczki przyszłych modelek do Izraela. Kamera skupiona jest na losach dziewczyny, która nie wierzy w siebie, dobrotliwa stacja  w osobie błyskotliwego prowadzącego funduje jej "terapię", która ma jej pomoc w odzyskaniu własnej wartości. Chodzą więc sobie po butikach, wyjadają sobie z dzióbków, dziewczę słyszy peany na cześć swej urody i figury; ciągle przebitki na palmy. Wreszcie spacerują po pustyni Negew, zatrzymują się niedaleko jakiegoś kibucu i padają sakramentalne słowa z ust prezentera: "tu naród izraelski rozpoczął walkę o swoją niepodległość, ten naród wierzy w siebie, a ty nie..." I nagle mój rozpędzony mózg gwałtownie hamuje - strumień świadomości zostaje zatamowany. Mówię do telewizora: "Co, kurwa?" Oni wiążą krwawe dzieje Żydów z perypetiami laski, do której dotarło, że mimo 92cm w biodrach może wygrać program. Na koniec materiału szczerzy kły, przekonując nas, że już widzi siebie w lepszym świetle. Spoko, naród Abrahama jest na pewno zadowolony, że mógł pomóc. Chłodnym okiem to jest wszystko do wytłumaczenia: trzeba wzbudzić emocje, a kto lepiej się do tego nadaje niż Żydzi i historia o brzydkim kaczątku? Wycieramy sobie więc gębę kibuckimi bojownikami, dodajemy ujęcia na płaski brzuch, powiedzmy, Zosi i już mamy piękny przekaz łączący tradycję z nowoczesnością. Mistrzostwo świata w budowaniu absurdalnego kontekstu. Potem jednak dociera myśl, że ktoś to wszystko bierze na serio.

Morału nie będzie, za to nadużycie jak najbardziej. W latach szczególnie powojennych państwo przypominało obywatelowi na każdym kroku: "Bądź czujny!". Idąc więc tropem tvnowskiej retoryki, powiąże oglądanie telewizji z procesem szpiegowskim: http://www.repozytorium.fn.org.pl/?q=pl/node/7279.
Ci szpiedzy nie byli czujni, więc chociaż ty bądź. Rzygu - rzyg.

Jutro niektórzy ludzie zaczynają pracę w klimatyzowanych pomieszczeniach, do raju daleko.

Komentarze