nie patrz na mnie z politowaniem

Nigdy nie wiesz, jaką przyjmujesz postać w oczach drugiej osoby. Masz pewne podejrzenia, twoje wieloletnie współistnienie z małpami i ludźmi nie idzie na marne. Stoisz przed kimś i coś mówisz, ale cokolwiek nie powiesz, to w głowie tej osoby siedzisz w klatce i jesz banana. Im dłużej mówisz, tym dłużej jesz banana. Jednym słowem - ktoś już cię ocenił. Są też odwrotne, dużo gorsze sytuacje, kiedy bez względu na to co zrobisz, podrapiesz się, włożysz rękę w słoik będzie to uznane za bez mała wspaniałe. Krąg pochlebców utwierdzi cię w przekonaniu, że ciu ciu super super, ładna, ładna, piękna, bystra taka, słuchać chcemy jej bez przerwy! Drwią, ale brną dalej, jakiś sadyzm towarzyski.  I w takich sytuacjach rodzi się we mnie głęboka potrzeba mówienia o kupie, dłubaniu w nosie i Justynie Steczkowskiej, że jestem bliżej ziemi niż im się wszystkim wydaje. Wtedy też przypominam sobie sytuacje wywołujące we mnie głęboki wstyd: stoję przed maską samochodu na egzaminie i jąkam się, opowiadając o oleju silnikowym czy poziomie płynu do spryskiwaczy, a na sam koniec wybucham nerwowym śmiechem. Pan egzaminator patrzy z politowaniem i każe zrobić rękaw, który ostatecznie pieprzę na całej linii, wjeżdżając w pachołek.

Jak dobrze byłoby zawsze spotykać się w łóżku 
i tak śmiać się z tego co głupie i zupełnie absurdalne.
(Annie Hall, 1977)
Aleksy i Dagne zaprosili mnie i Blake'a na parapet. Bardzo się ucieszyłam, tak. Wyszło jednak na to, że się nie dogadaliśmy. Aleksy spotkał na ulicy Kate i chwalił się, że będzie się działo, że będzie, że hej. Gdy słyszę parapet widzę ludzi z piwem w ręku stojących to tu, to tam, wypchaną po brzegi kuchnię, rozmowy z papierosami na balkonie lub w oknie i co najmniej The Kings of Leon w tle. Muzyka się zgadzała. Spóźniliśmy się godzinę, a właściwie przyszliśmy godzinę od momentu rozpoczęcia  Nie dawałam znać, bo kogo to obchodzi, przecież wiadomo, że powoli się schodzimy. Kleks. W windzie Aleksy mówi, że oprócz nas jest jeszcze jedna para. U u u, czyli że uroczysta kolacja. Wchodzimy tłumaczymy się złej już na nas Dagne, że ha ha inaczej to sobie wyobrażaliśmy, że ha ha tacy jesteśmy... W oczach Dagne byliśmy już przegrani na wstępie, zjedliśmy tak kapitalny makaron w ciszy. Na szczęście nasze małpiostwo malało z każda godziną rozmów, ale wiem, to pewne, nie zniknęło zupełnie. Kto zamałpi raz, ten wiadomo. Na szczęście wino koi małpy i oglądających małpy.

Na szczęście przypadkiem wpadła mi dziś przed oczy Annie Hall i w drodze do wielkiego miasta przypomniałam sobie, oglądając aktorską popisówę Diane Keaton, że imbecylizm towarzyski nie jest jednoznacznie żałosny.

Tymczasem czapki coraz to mniej nam są niezbędne na głowie.

Komentarze