piękno Ohydy
Pieniądze przestały śmierdzieć. Ludzie, którzy maja pieniądze też już pachną zgnilizną. Niezależnie od tego jak przetarte są moje buty, jak dużo śniegu wlatuje do środka, jak bardzo żałosny jest mój kolor cieni, jak bardzo jestem zadłużona w publicznej bibliotece, to pragnę móc zawsze kupić coca colę. Nie wylewa się strumieniami ze studzienek kanalizacyjnych. Nie ten region. Nad morzem widziałam wiele umorusanych dzieciaków, to pewnie od tego. Są grube i szczęśliwe. Ale w moim mieście potrzebne są do tego pieniądze.
Ale coca cola to tylko początek, to tylko małe kopytko wielkiej szkapy, mały włosek na orangutaniej skórze. Napoje gazowane zwiększają apetyt.
Nie masz czasu na pracę, próbujesz więc wymyślić coś alternatywnego - na miarę kolektorów słonecznych albo kompostowania.
Zaczynam więc węszyć gdzieżby tu zarobić. Dotychczasowe metody przestały przynosić zamierzone rezultaty. Pukasz się w głowę i trafia piorun. Można przecież przejść na barter. Ktoś ci podaruje pastę do zębów, ty uśpisz mu dziecko przed snem. Ktoś pragnie spaceru, ty żądasz swetra. Ona nie rozumie mechaniki płynów, ty musisz wydziergać szalik. Ty potrzebujesz na czynsz, ktoś potrzebuje towarzysza badmintonowej uciechy. Utopia. Zaraz zamieszkasz w skłocie i zaczniesz dzielić się swoimi spodniami z anorektycznym ćpunem. Będziecie chodzić w nich naraz.
To może coś innego, mniej rewolucyjnego. Wyprzedaż dóbr do antykwariatów, lombardów, komisów jest jakąś drogą. Wywóz śmieci wyniesie mnie na sam szczyt finansowej góry. Puste mieszkanie może jednak wywołać ostrą formę depresji, a wyjście z niej też kosztuje. Roczny zapas xanaxu może spustoszyć moje zasoby, nie mówiąc o jakiejś sensownej terapii. Gra nie warta świeczki.
Inaczej. Najcenniejsze co masz to twoje żałosne poczucie humoru. Robisz badanie rynku, tłuszcza wydaje się być zainteresowana. Trudno jednak twój produkt wycenić. Przechodzisz do działania. Próbujesz wcisnąć komuś swoje żarty. Popytu jednak brak, a podaż jak dla milionów. Wartość mojego przedsiębiorstwa maleje.
Daje więc korepetycje z przedmiotu, którego nikt nie chce się uczyć.Zostaje więc pożyczka. Nie idziesz do lichwiarza. Idziesz do samarytanina, który zapomni o terminie spłaty.
Śniegi, wreszcie śniegi. Saneczki. Jabłuszka. Stojące tramwaje. Można pisać białe wiersze.
Ale coca cola to tylko początek, to tylko małe kopytko wielkiej szkapy, mały włosek na orangutaniej skórze. Napoje gazowane zwiększają apetyt.
Nie masz czasu na pracę, próbujesz więc wymyślić coś alternatywnego - na miarę kolektorów słonecznych albo kompostowania.
Zaczynam więc węszyć gdzieżby tu zarobić. Dotychczasowe metody przestały przynosić zamierzone rezultaty. Pukasz się w głowę i trafia piorun. Można przecież przejść na barter. Ktoś ci podaruje pastę do zębów, ty uśpisz mu dziecko przed snem. Ktoś pragnie spaceru, ty żądasz swetra. Ona nie rozumie mechaniki płynów, ty musisz wydziergać szalik. Ty potrzebujesz na czynsz, ktoś potrzebuje towarzysza badmintonowej uciechy. Utopia. Zaraz zamieszkasz w skłocie i zaczniesz dzielić się swoimi spodniami z anorektycznym ćpunem. Będziecie chodzić w nich naraz.
Vincent van Gogh, Dobry Samarytanin jako odpowiedź na wszystko |
Inaczej. Najcenniejsze co masz to twoje żałosne poczucie humoru. Robisz badanie rynku, tłuszcza wydaje się być zainteresowana. Trudno jednak twój produkt wycenić. Przechodzisz do działania. Próbujesz wcisnąć komuś swoje żarty. Popytu jednak brak, a podaż jak dla milionów. Wartość mojego przedsiębiorstwa maleje.
Daje więc korepetycje z przedmiotu, którego nikt nie chce się uczyć.Zostaje więc pożyczka. Nie idziesz do lichwiarza. Idziesz do samarytanina, który zapomni o terminie spłaty.
Śniegi, wreszcie śniegi. Saneczki. Jabłuszka. Stojące tramwaje. Można pisać białe wiersze.
Komentarze
Prześlij komentarz