Nie wychodź z gołą głową na taki ziąb

Czeka się. Czeka się tak długo, że w końcu zasypiasz w fotelu. Budzisz się, a tu wciąż tak samo, tylko śniegu więcej i imbiru trochę w powietrzu. Z symboli zrobiły się znaki. Jakoś tak niepostrzeżenie.

Miał przyjść Jezus, nie przychodzi, co więcej uświadamiasz sobie, że raczej cię nie odwiedzi. Nie dlatego że coś, ale właśnie dlatego, że nic. Nie wierzysz, to nie ma. Co robić. Zbawić się samemu nie można. Trzeba sensów szukać gdzie indziej. A ich jest mnóstwo dokoła. Do wyboru do koloru, nie ma miejsca na monopol. Czas jednak na znaczącą dygresję. Jedziesz jeść barszcz, a w autobusie spotykasz znajomego Żyda, który za chwilę jako św. Mikołaj rozda dzieciom prezenty. Żadna praca nie hańbi. Niech się goje cieszą. Znak czasów. Puszcza mi oko, ja puszczam Blake'owi, Blake jemu. Dogadaliśmy się.

Paul Klee, Around the Fish 
Śpiewanie piosenki Aerosmith w dzień męczennika Szczepana, saneczki w wigilię, picie wódki kokosowej, oglądanie kina familijnego, domowa metafizyka, prowadzenie starego Peugeota, zabawa w camping, słuchanie Depechów w muzeum, szaleńcza miłość przy kaloryferach, jedzenie śledzi, balety w Powiększeniu, życzenia od serca i na odpierdol się, wspominanie, zapominanie, chodzenie i palenie; to wszystko mieści się w niewielkiej szufladzie. Wysuwa się ją gdy przyjdzie potrzeba w zimne sierpniowe i listopadowe wieczory, Szuflad jest jednak zbyt wiele, żeby skupiać się na jednej. Sorry. Jedynym pocieszeniem jest fakt, że zawartość większości jest podobna, więc straty nie ma, a humor jest.

Oglądasz kolejny film z nim i kolejny. Podziwiasz bieg do pociągu stylizowany niemalże na Lindę w Przypadku. Rushmore tatuujesz sobie na łydce. Właściwie uważasz że powinien występować w każdym filmie. Jako żona, grabarz, alfons, bankier czy nauczyciel rysunku. Gdyby nie trawa i gorliwość amerykańskich policjantów zostałby chirurgiem w Kings County Hospital Center na Brooklynie albo w General Leonard Wood Army Community Hospital w Missouri. A tak cieszy - nie tylko twoje - oko, serce i umysł.Przepity czy trzeźwy, z plami wątrobowymi na twarzy czy tylko na rękach, dowcipny czy zupełnie drewniany, olewający swoje dzieci czy jeżdżący z nimi na ryby, to nie jest istotne, ważne, że gra i że ktoś to nakręca i dystrybuuje.
Billu, dobrze, że jesteś z nami, Murray'u. 




Komentarze