małpy śpią na polskich drzewach


         Masz dużo czasu, dziecko, które uczysz przyjedzie dopiero za godzinę. Droga jest prosta, więc skręcasz w las, szeroka dróżka prowadzi do stada ogromnych czarnych ptaków - gawronów chyba, kruków może. Próbujesz złamać poranną posępność niedzielnego bytu (obrzydliwe określenie) i idziesz na spotkanie ptakom, których tak bardzo się boisz. Do dziś wracasz myślami, jak w wieku 5 lat goniła cię kura, a stare dziady tylko się śmiały, piły i śmiały. Takie warunkowanie. Ptaki odwracają się w twoja stronę, a potem w stronę póżnojesiennego słońca. A ty za nimi. Zalewa cię fala spokoju, a strach odpływa. To jest tak kiczowate, że ogarnia cię panika i wchodzisz w krzaki, między drzewa. Ktoś przechodzi, udajesz, że zbierasz grzyby, w ciągu sekundy stajesz się pasjonatem brązowych kapeluszy, chociaż temperatura w okolicach zera, a o deszczu słyszano w zeszłym miesiącu . Oddala się, prostujesz się i wracasz do stanu, w którym grzyby interesują cię tylko w kontekście imieninowej przekąski albo zapiekanki zjedzonej gdzieś nocą.
No dobra, skoro już zdrowie wróciło, to czas wracać. Pojawia się ból w kolanie. Zwierzęta patrzą z politowaniem. Taki obrazek: kulejąca postać oddala się w stronę zachodzącego już słońca.To jest nawet zabawne. Nie żeby śmiać się do rozpuku. Ale jednak.

Blake już za chwilę będzie miłował mądrość zawodowo, filozofem się stanie. Cieszą się na wysokościach i na nizinach. Tarzan w pierś się uderza, chińczyk z baru gratulacje składa, king kong ryczy: hurra, hurra. Wyprawimy wielki obiad, gdzie kurczaki, wódka,  makarony, marcepany i na życzenie jakaś panna za fortepianem z rzutnika. Nie będzie żadnych łysych mężczyzn, nawet najbardziej lirycznych. Wielka ciężarówka przywiezie roczne zapasy lucky strike'ów i coca coli. Potem z czystym sumieniem Blake weźmie aparat, zabije potwory i inne miłe rzeczy.

Komentarze