nie gaś światła

Malena miała urodziny. Maleny święto było. Malena w chabrowej sukience robiła wszystkim dziewczyńskie drinki. Zaproszeni zostali także moi ulubieńcy. Warto ich bliżej poznać. Fryderyk, który kiedyś tam w zamierzchłej przeszłości był z Helen i Richard, który marzy żeby być rentierem, ale na razie gromadzi kapitał. Są zabawni. Zwykle ryczę przy nich ze śmiechu. Są mistrzami wszechświata w absurdzie. Jeśli dopadnie mnie straszliwa choroba, to wprawdzie mnie nie uratują, ale dzięki nim będę zmniejszać dawki morfiny. Spotykamy się rzadko, ale to wystarczy. Fryderyk jest obecnie kucharzem w Sphinxie i reżyserem teatralnym. Malena o 2.30 stwierdziła, że Fryd jest tak chudy i zarośnięty, że przypomina Szpilmana z Pianisty. Popłynął. Zagrał przed nami najpiękniejszą Etiudę rewolucyjną, naciskając wyimaginowane klawisze. Potem przypomniał sobie o Rayu. Zaśpiewał z zamkniętym oczami Hit the road, Jack tak, że miałam ochoty wskoczyć w sukienkę w grochy i drzeć japę do rana. Potem przyszedł czas na prawdziwe wyzwanie.

- Plus i minus, człow'eku! -wykrzyczałam w szale.

- Dajcie tekst, odpowiedział, zaczesując brudną ręką posklejane już włosy.

Zaczęło się, każdy kto ten utwór zna, wie, że to świętość. Trzeba jednak magiczne sacrum odrzucić, żeby dostać brawa od uwiedzionej artystycznym sznytem publiki. No dobra, wypadło średnio. Było nieźle, ale wciąż średnio. Fryderyk się wkurwił, o tak. Wyzwał więc Richarda na pojedynek:

- Śpiewaj, rapuj, co tam chcesz, ale kurwa udowodnij.

Nie musisz żuć gumy
Richard zaczął dramatycznie, skończył tragicznie. Śpiewając, wyznaczył nowe granice fałszu. Wchodził w tak wysokie rejestry, że błagałam, żeby przestał, bo to takie straszne i niedobre.
Richard i Fryderyk przyprowadzili ze sobą Fenixa, który dużo rzeczy bierze na poważnie. Po tym jak odmówił wykonania utworu Kalibra, ponieważ go nie czuje, w ramach szeroko rozumianej sympatii zaproponowałam mu W moim magicznym domku... Obawiam się, że nie zrozumiał żartu.
Na szczęście Malena łapała w lot wszystkie żarty. Dawno nie widziałam jej takiej szczęśliwej.U jej boku jest teraz Pitt, psycholog projektujący książeczki dla dzieci.

 Teraz już wiem, co oznacza, docieranie się w związku. Blake'a boli głowa średnio kilka razy w tygodniu. Zawsze strasznie mu współczułam. Od kilku tygodni głowa boli mnie codziennie i już współczuję tylko sobie.

Dziw bierze, kiedy widzi się o 5 nad ranem tylu ludzi z psami, tyle miłości przed wschodem słońca.A miłość tym większa, im zimniej i parszywiej za oknem.

Bez psa człowiek schodzi na psy, tylko pies pozwala zachować mu człowieczą godność i prosty kręgosłup.

Komentarze