niby nic

Próbuję nie wstać rano, naprawdę próbuję usilnie zaspać i kontynuować opierdalanie się trwające od środy. Ważnej środy.  Jest już jednak poniedziałek zwiastujący powrót w tryby maszyny. Blake ma poranną manię, skacze, tańczy, kręci dupą, mógłby być terrorysta optymizmu, albo twarzą kampanii na rzecz sukcesu, rozwoju i ogólnego szczęścia. Kto rano wstaje, temu bozia daje. Ale ja nic od niej nie chcę, więc leżę dalej. Radio. Trójka. Pytanie retoryczne ktoś zdaje: Czemu nie możemy żyć bez muzyki, towarzyszy nam na każdym kroku, cisza nie lepsza?

Przypominam sobie, jak siedzę ze Znachorką w sobotnie popołudnie i zaczynam nucić szlagier dancingów: niby nic a tak to się zaczęło... Znachorka kontynuuje: ...niby nic, zwyczajne "pa pa pa"...
I już razem: ...jest w orkiestrach dętych jakaś siła la la la la! Widzę oczyma wyobraźni, jak przykuta do łóżka Znachorka wstaje i wywija nogami, ja rubasznie kołyszę ramionami i do wesołego korowodu dołączają sąsiadki, dozorca i sklepikarze. Rzeczywistość jest mniej roztańczona, ale Znachorka zapodaje kolejną piosenkę i widzę, że to radość przynosi, to dobre jest.

Był taki piosenkarz francuski, a właściwie amerykański Joe Dessin, który swoimi rzewnymi pieśniami z pewnością spaczył niejednego mieszczucha. Powróciłam do niego po latach. Kola uznał, że to ramole i że naprawdę muszę być stara. No dobra, ale L'été indien naprawdę chwyta i dla tych kilku minut zanurzenia w tkliwej melancholii babiego lata mogę jeść do końca października nawet wątróbkę z czerniną na obiad.

Patrzysz na gęby ludzi i wiesz. Ten słucha Piaska, tamten The XX, tamta laska w spódnicy w maki nie ruszy się na miasto, jeśli w uszach nie będzie dźwięczeć Sigur Rós, a tamci zarzynają Bacha, a ten gej Madame Butterfly. Jedzie się po schematach i czasami/często się trafia.

I tak też jest, że piosenka czy muzyk przypisani są do osoby, bo albo ich sobie przywłaszczyli, albo okoliczności zmusiły nas do takich a nie innych skojarzeń.
Jak już się wstanie, to można się wspinać

I tak:

- jak słyszę "Idioteque", to przed oczami nie mam Thoma Yorke'a tylko April w konwulsjach i rozedrganiu,

- nic nie poradzę, że zapijaczona śpiewająca gęba Toma Waitsa zawsze zaprowadzi mnie do Asioka,

- za lirycznymi pannami za fortepianem zawsze kryje się Blake,

- Spencer rwie swoje serce na pół przy "November rain",

- Lena ma wytatuowane SDM na pachwinie,

- Wawrzyniec z rozwalonym kolanem skacze przy Akurat albo Habakuku,

-  Kate w obcisłym kombinezonie przemierza kosmos i śpiewa "Heroes", trzymając Dawida Bowie za rękę

- Hume wstrzykując sobie morfinę, słucha Mszy nr 1 F-dur Schuberta.

Komentarze