małpa/aktor/rosiczka

Jest taka grupa zawodowa, która pretenduje do bycia mądrą, piękną i ważną. Kiedy się z nią stykasz, nie pozostaje ci nic innego, jak tylko z politowaniem pokręcić głową. Dziecięcia naiwność u dorosłych to rzecz powszechna. Głupota - już irytująca. Ale miłujmy swoje niedostatki, jesień październikowa taka ciepła, taka kojąca. Ale wróćmy. Jestem na planie filmowym. Siedzę, mam zajmująca pracę - robię klaps. Gadam to z tamtym, to tamtymi. Miło, choć czuć zmęczenie ekipy.
Podchodzi student z II roku aktorstwa, rozmawiamy, jest dość inwazyjny, ja na szczęście wystarczająco zmęczona, żeby puszczać jego gadaninę mimo uszu. Prowokuje chłopaka z produkcji, że kierownik produkcji to wymarzona fucha i właściwie przerost formy nad treścią. Czyli gardzi.

- No dobra, a mleko, kto do kawy ci przyniósł? - spłycam, żeby patafian zrozumiał

Kontynuuje swoje rozważania. Wypala, że zaletą bycia kierownikiem produkcji jest rozmowa z aktorami. Nie dowierzam:

- Sugerujesz więc, że czerpię ogromną przyjemność z rozmowy z tobą?

- A nie?

To nie koniec! Na nieszczęście dowiaduje się o moich koneksjach z psychologią. Pyta się, czy po pięciu minutach rozmowy widzę w nim jakieś nieprawidłowości. Wymiguję się jakimś idiotycznym stwierdzeniem o niepoznawalności ludzkiej duszy. Błaga mnie o diagnozę. Idę w zaparte, wykręcam się etyką zawodową. On nie ustaje w prośbach o prześwietlenie. Mówię mu w końcu, że przecież jest aktorem, że na pewno tkwi w nim szaleństwo, z którym musi się uporać. Zaczyna bronić jak lwica swojej normalności. Nie wiedziałam już, gdzie mam uciekać. Udowadnia mi, że właśnie ARTYSTA (sic!) powinien panować nad sobą, bo ma tyle ról do zagrania. Drapię się za uchem i ubolewam nad tym, dlaczego nie powiedziałam mu, że studiowałam polonistykę. Przynajmniej byśmy razem recytowali "Odę do młodości" albo innego romantycznego truposza. A tak to wstyd i drapanie do krwi ostatniej zostaje. Teraz ktoś mnie w kostkę podrapać powinien, ale drapać nikt nie chce.

W domu Transatlantyk przeglądam, bo ta cała bufonada chłopca i moja ucieczka przed nim gombrowiczowskie gadanie mi przypomina, ostatecznie znajduję coś na kształt podsumowania wieczoru w innej pozycji:

"Młodość to niższość. Młodość to piękność. A więc piękność to niższość. Człowiek jest rozpięty między Bogiem, a młodym" (Testament. Rozmowy z Dominikiem de Roux).

Komentarze

  1. A wystarczyło powiedzieć "Wiem o Tobie wszystko. Współczuję - musiałeś mieć ciężkie dzieciństwo." :-P

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeszcze by się we mnie zakochał, bo tak go rozumiem
    ! (sic!)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz