206
Właściciel mieszkania, które wynajmujemy na West Side poprosił mnie, żebym nie zdejmowała ukrzyżowanego metalowego Chrystusa wiszącego przy wejściu. Sprawę uznałam za nieważną, wtapia się bowiem w boazerię doskonale.
Jednak Kate przyglądała mu się długo, aż doszła do wniosku, że gdyby połączyć ramiona krzyża, powstałby latawiec i tą myśl przekułam na konkretny już pomysł. Cudownie byłoby uwolnić nasze domowe Jezusy i pozwolić im poszybować. Niebo zaroiłoby się od chrystusowych latawców. Wierzę w odkupienie przez wolność i zadowolenie.
Ostatnio przeczytałam w Rewolucji życia codziennego, że nędzą jest to, co nie mieści się w ramach konsumpcji. To nie jest nic odkrywczego, niemniej dotarło do mnie, że żyję na skraju nędzy. Nie wiem, jak poradzić sobie z wewnętrznym konfliktem. Każdy nędzarz chciałby, przyjmijmy takie założenie, zmienić swój los, jeść truskawki zamiast szczawiu. Tymczasem największe szczęście w byciu sama ze sobą odczuwam, jeżdżąc na rowerze. Wtedy mój wewnętrzny nędzarz ma się najlepiej. Nie chcę przesiadać się do land rovera albo do pierwszej klasy w TLK. Atoli to nie jest tak, że można być wybiórczym łachmytą.( Kto tak mówi?) Z jednej strony zjadać ryby z miejskiego stawu, a potem zostawiać ości na porcelanie Rosenthala. Przecież wiadomo, że schizofrenia utrudnia znalezienie dobrej pracy.
Mnie prawdopodobnie ominęła ta reguła. Znalazłam pracę w miłej, przytulnej przystani wariatów, gdzie głowimy się, m. in, jak najszybciej przewieźć lwa z Bordeaux do Paryża.
Blake'owi zamarzyło się wstąpienie do policji, wstępnie uznałam pomysł za nie trafiony, po co jednak gadać po próżnicy, jeśli można wspólnie obejrzeć Pitbulla. Magia srebrnego ekranu sprawia, że wolisz oglądać krwawe jatki z łóżka przykryty kocem.
(Ostatnio w Trójce nocą puszczają jakieś dziwne patriotyczne audycje, gdzie Polska urasta do rangi bóstwa, puszczają piosenki na cześć ojczyzny, czym doprowadzają słuchaczy przyzwyczajonych do sarkazmu Andrusa do przełączenia na mniej pompatyczne Radio Niepokalanów.)
Jednak Kate przyglądała mu się długo, aż doszła do wniosku, że gdyby połączyć ramiona krzyża, powstałby latawiec i tą myśl przekułam na konkretny już pomysł. Cudownie byłoby uwolnić nasze domowe Jezusy i pozwolić im poszybować. Niebo zaroiłoby się od chrystusowych latawców. Wierzę w odkupienie przez wolność i zadowolenie.
Ostatnio przeczytałam w Rewolucji życia codziennego, że nędzą jest to, co nie mieści się w ramach konsumpcji. To nie jest nic odkrywczego, niemniej dotarło do mnie, że żyję na skraju nędzy. Nie wiem, jak poradzić sobie z wewnętrznym konfliktem. Każdy nędzarz chciałby, przyjmijmy takie założenie, zmienić swój los, jeść truskawki zamiast szczawiu. Tymczasem największe szczęście w byciu sama ze sobą odczuwam, jeżdżąc na rowerze. Wtedy mój wewnętrzny nędzarz ma się najlepiej. Nie chcę przesiadać się do land rovera albo do pierwszej klasy w TLK. Atoli to nie jest tak, że można być wybiórczym łachmytą.( Kto tak mówi?) Z jednej strony zjadać ryby z miejskiego stawu, a potem zostawiać ości na porcelanie Rosenthala. Przecież wiadomo, że schizofrenia utrudnia znalezienie dobrej pracy.
Mnie prawdopodobnie ominęła ta reguła. Znalazłam pracę w miłej, przytulnej przystani wariatów, gdzie głowimy się, m. in, jak najszybciej przewieźć lwa z Bordeaux do Paryża.
Blake'owi zamarzyło się wstąpienie do policji, wstępnie uznałam pomysł za nie trafiony, po co jednak gadać po próżnicy, jeśli można wspólnie obejrzeć Pitbulla. Magia srebrnego ekranu sprawia, że wolisz oglądać krwawe jatki z łóżka przykryty kocem.
(Ostatnio w Trójce nocą puszczają jakieś dziwne patriotyczne audycje, gdzie Polska urasta do rangi bóstwa, puszczają piosenki na cześć ojczyzny, czym doprowadzają słuchaczy przyzwyczajonych do sarkazmu Andrusa do przełączenia na mniej pompatyczne Radio Niepokalanów.)
Komentarze
Prześlij komentarz