gotowi do startu. Słoń
Zbliża się nieuchronny koniec okresu bezdomności. Wszystko przez słoneczne mieszkanie kilka kilometrów od centrum z dużą jadalnią i pawlaczem, gdzie pochowamy kożuchy na zimę. Blake zdeklarował się myć łazienkę, ja wynosić śmieci. Tuż pod blokiem kramy z karczochami i gruszkami zachęcają do kupowania świeżych pomidorów. Po drugiej stronie ulicy kilka piekarni, więc prawdopodobieństwo jedzenia każdego poranka świeżych bułek wzrasta o połowę, druga połowa to lenistwo i niekończący się sen. Na mikrobalkonie będzie stał rozkładany fotel, na którym wypalenie całej paczki papierosów będzie trwało zaledwie moment.
Kto przyjdzie, też już nie wyjdzie. Zaciukamy go!
Znachorka płacze coraz głośniej, coraz większą bezradnością reaguje. Nogi jej zwisają z łóżka, a wzrok skupiony na arebesce z dywanu. Za oknem wiatr tuż przed burzą drzewa przechyla, a znachorka pluje przez okno pestkami z winogron. Co za marnotrawstwo, gdyby wiedziała, jaki dobry olej z nich uzyskać można. Znachorka ciągle powtarza: Równe z żebrakiem są moje chęci - on żąda wsparcia, a ja pamięci.
Jest taka kraina, nazywa się Pupopolis. O jej istnieniu powiedział mi mój nowy kompan dziecięcych zabaw, dwunastoletni Kola. Kiedy próbuje mnie wyprowadzić z równowagi, krzyczy: Frankfurterki! W Pupopolis absurd osiąga rozmiary żyraf, które padają ze strachu na widok idiotów.
Ciągle zapominam o mojej niedzielnej szkółce pożalsiębożeaforystów. Aby znów zapłonął ogień w ich małych serduszkach - słowo na środę: Pokaz mi swoje książki, a powiem ci, dlaczego jesteś taki nieszczęśliwy,
Kto przyjdzie, też już nie wyjdzie. Zaciukamy go!
Znachorka płacze coraz głośniej, coraz większą bezradnością reaguje. Nogi jej zwisają z łóżka, a wzrok skupiony na arebesce z dywanu. Za oknem wiatr tuż przed burzą drzewa przechyla, a znachorka pluje przez okno pestkami z winogron. Co za marnotrawstwo, gdyby wiedziała, jaki dobry olej z nich uzyskać można. Znachorka ciągle powtarza: Równe z żebrakiem są moje chęci - on żąda wsparcia, a ja pamięci.
Jest taka kraina, nazywa się Pupopolis. O jej istnieniu powiedział mi mój nowy kompan dziecięcych zabaw, dwunastoletni Kola. Kiedy próbuje mnie wyprowadzić z równowagi, krzyczy: Frankfurterki! W Pupopolis absurd osiąga rozmiary żyraf, które padają ze strachu na widok idiotów.
Ciągle zapominam o mojej niedzielnej szkółce pożalsiębożeaforystów. Aby znów zapłonął ogień w ich małych serduszkach - słowo na środę: Pokaz mi swoje książki, a powiem ci, dlaczego jesteś taki nieszczęśliwy,
Komentarze
Prześlij komentarz