wraz z wiosną pojawili się policjanci strzelający na ulicy

Jedziesz rano do pracy, ludzie jacyś szczęśliwsi, bo pierwszy raz od kilku miesięcy wełniane czapki nie zsuwają już się na czoło.

Malena w pełnym neurotycznym rynsztunku. Serce rozbite na kawałki i pozszywane żółtymi nićmi. Może znów spotkamy się na scenie.

Lena uśmiecha się, choć musi przegryźć każdego dnia bardzo gorzką pigułkę.

Kate boi się swojego szczęścia, więc na wszelki wypadek kreśli scenariusze tragiczne.

April w przededniu wielkich zmian mieszkaniowych, musi toczyć boje ze swoim ciałem, co krnąbrne jest i nieobliczalne. Spencer trzyma ją mocno za rękę.

Wawrzyniec kłóci się z Blakiem o izraelskie czołgi, kupuje dom i okazuje mi miłosierdzie lokalowe.

Znachorka spać nie daje i woła o pomoc wszystkich miłosiernych, ale nikt obcy do okien nie puka. Estera zaciska mocno zęby.

Tymczasem ja szyję poszewki na poduszki na maszynie privileg, patrzę w oczy Blake'a, ostatnio coraz częściej widzę w nich spokój i ukojenie, nasze wewnętrzne małpy lubią się każdego dnia bardziej.

Do łajby przychodzi wielu ludzi, których praktyki higieniczne, jeśli chodzi o częstotliwość, przypominają moje praktyki religijne.

Dziś lepiej wyjść na spacer, posłuchać jazzu z mongolskich stepów niż czytać prostolinijne aforyzmy.

Komentarze