szprychy
Bar. 4 minuty po północy. W tle muzyka przywodząca na myśl Indie, zawodzenie autochtonów- Kisses over Babylon. Potem neuroza z Thomem Yorkiem.
Pusta sala. Przed chwilą kilka znajomych twarzy zamówiło lanego żywca. Wymieniliśmy kilka zdań. Wyszli na zewnątrz rozkoszować się późno wiosennym ciepłym wieczorem.
Mam nadzieję, że niedługo zamknę. Nie mogę doczekać się nocnej jazdy rowerem po mieście, po Piotrkowskiej, Moniuszki, Sienkiewicza do Narutowicza. Będzie bardzo spokojnie na ulicach, kilka osób, bezdomni, niektórzy z wózkami, a na nich cały dobytek; kobiety z psamii. Szprychy się kręcą, świeci napis Ódź Abrczna. Noc jak każda inna.
Będę jechać i palić, bo tak lepiej, sympatyczniej i znośniej. Kurwy brzydkie do porzygania stoją pod domem kultury. Podobno robią laskę za 30zł- trzy paczki papierosów. To chyba lepiej się truć dymem niż ich przechodzoną ślina, poza tym na pewno mają próchnicę, bo przecież zusu alfons nie odciąga im z pensji. Z takimi twarzami zlanymi, to tylko do kowala można chodzić. W sumie pokazałabym im, jak się uprawia higieniczną prostytucję. Oczywiście taksowałabym więcej, ale klient docenia jakość usług. Ale wróćmy do rowerowej przejażdżki.
Zrobię kółko wokół fontanny, naszej pizdy łódzkiej. Może nawet dwa, bo dobra nawierzchnia i oświetlenie; zapach kwiatów z okolicznych budek. Aż kusi, żeby jechać dalej, penetrować okoliczne parki i dotrwać do pierwszego tramwaju wyjeżdżającego z zajezdni.
To się pojedzie aż do ronda Solidarności, wtedy uderzy w oczy taka pustka, bo tam zawsze tłoczno i trąbienia nadto. Potem się wróci z uczuciem zadowolenia.
To dziwne miejsce, ludzie, oprócz tych dobrze poinformowanych, wchodzą tu niemalże przypadkiem. Nie dbamy o reklamę. Nie mamy czasu. Wystarczy, że z głośników leci Sinatra, miodowe piwo i pieczone ziemniaczki śmieszą swoja ceną. Wszystkich.
Trudno przewidzieć, czy to miejsce przetrwa w świadomości pijących przez wakacje.
Aż tak bardzo mnie to nie zajmuje, myślami jestem już gdzieś w okolicach jeziora, w którym widuje się raki. Powraca wątek czystości. Tak, to bardzo ważne, żeby nie czuć obrzydzenia, choć oczywiście czcicieli sodomy i gomory mamy bez liku. Sama do nich należę. Ale to nie jest mój świadomy program na życie. Nieuporządkowanie jest jakby wpisane w mój byt. Walczę z tym. Ostatnio umyłam podłogę i biurko. Mam za to duży porządek w życiu. Płacę sama czynsz już od 10 miesięcy i nic nie zapowiada zmian.
Bar jest miejscem, gdzie czas zapada się w sobie, bezczas następuje i to bolesne jest bardzo, kiedy jednak czas wrócić albo kiedy przyszedł czas i przypomniał się sam.
Bar nie lubi się ze snem, gardzi nim, mówi złe rzeczy za jego plecami. Gdy przychodzi sen, to bar go nie obsługuje. Traktuje jak trędowatego. Zmęczenie, znudzenie, melancholia mogą tu hulać do woli. Aż czasami słońce nad ranem oczy im wypala.
Jaka jest stolica Budapesztu?
i Dlaczego nie mężczyźni? Ci ze Śródmieścia leżą już napierdoleni na kanapach. Kobiety się litują nad czworonogami, przy okazji przeklną swoich partnerów siarczyście. Ci nie pijący dawno śpią.
Komentarze
Prześlij komentarz